wtorek, 20 czerwca 2017

Wszyscy kochają warianty #1 - Rockowe okładki od Marvela

W zamierzchłych latach 90., kiedy to pojedyncze zeszyty komiksowe rozchodziły się w milionowych nakładach, warianty okładkowe niemalże doprowadziły do upadku całego medium. Ale kto ich nie lubi? Zawsze to cieszy, kiedy widzi się swoich ulubionych bohaterów w kolejnej, zazwyczaj świetnie zilustrowanej odsłonie.

Od 2015 roku Marvel wypuścił kilkadziesiąt różnych okładek inspirowanych albumami hip-hopowymi, a skoro inicjatywa cieszyła się dużym zainteresowaniem, w tym roku wydawnictwo postanowiło tym razem zabrać się za kultowe albumy rockowe. We wrześniu  dostaniemy więc marvelowską wersję "Nevermind" Nirvany, "Parallel Lines" Blondie, "London Calling" The Clashes, "Appetite For Destruction" Guns N' Roses i dodatkową okładkę dla "X-men Gold #11", która nie została jeszcze niestety opublikowana.

Inicjatywa zacna, okładki świetne, miejmy zatem nadzieję, że seria odniesie porównywalny sukces, co jej poprzednicy i dostaniemy więcej wariantów. (Dam się pokroić za wersję "Stg. Pepper's Lonely Hearts Club Band" Beatlesów albo "Are You Experienced?" Hendrixa :P )



1. Guardians of The Galaxy #9 (Mike Hawthorne/Nathan Fairbairn)





2. Inhumans: Once and Future Kings #2 (Damion Scott)




3. Mighty Thor #23 (Marco Rudy)





4. X-men Blue #11 (Daniel Acuna)










wtorek, 13 czerwca 2017

Dobre czytanie poza Marvelem i DC #1 - Image

Kiedy zaczynałam przygodę z komiksami, uważałam przygody superbohaterów Marvela i DC za najlepsze jakie mogą być i uciekałam przed jakimikolwiek innymi. Jednak po setkach już przeczytanych komiksów superbohaterskich znudziła mnie powtarzalność historii i to, że niesamowicie ciężko było mi znaleźć coś co by mnie zaskoczyło i zachwyciło. Oczywiście nadal je uwielbiam i na bieżąco czytam kilkanaście serii, ale coraz chętniej i częściej uciekam w historie spoza tych dwóch największych wydawnictw. Swoje poszukiwania zaczęłam od trzeciego pod względem wielkości, czyli Image Comics. Poniżej opisuję kilka moich ulubionych serii i to czym się wyróżniły spośród wielu innych. Większość nadal wychodzi i są łatwo dostępne również w Polsce, za co jestem wdzięczna :)


1.The Wicked +The Divine  (Kieron Gillen/ Jamie McKelvie)


 



Powiem tak. Zdania na temat tej serii są podzielone, nie można jej jednak odmówić oryginalności i popularności. Ja byłam/jestem/najprawdopodobniej będę nią zachwycona. Tak jak w sumie wszystkim od tego duetu, który możecie kojarzyć na przykład ze świetnego Young Avengers sprzed kilku lat.
W skrócie, co 90 lat bogowie (różni i z wielu mitologii) odradzają się w ciele nastolatków. Dostają oni cały pakiet: uwielbienie, ale i strach swoich fanów/wyznawców i oczywiście boskie moce. Aaaale....tu się pojawia haczyk, bo nic co dobre nie może trwać wiecznie i zabawa się skończy w ciągu dwóch lat, kiedy to muszą umrzeć, żeby cykl zaczął się na nowo. 
W naszych czasach bogowie są niczym gwiazdy popu i tak na przykład Sakhmet jest naszą Rihanną, Amaterasu wygląda zupełnie jak wokalistka Florence+ the Machine, a Baal to idealnie odwzorowany Kayne West.  Przedstawienie sławy jaką mają dzisiejsi celebryci, dodanie do tego ich problemów prosto z reality show i zestawienie z potężną mocą jest niesamowicie ciekawym zabiegiem i już  to powinno Was zachęcić do lektury. Nie zapominajmy też, że sama historia daje mocne podłoże do prowadzenia moralnych dyskusji, z czego Gillen jak najbardziej korzysta.  Dodajmy do tego zdrady, mnóstwo dramy, od cholery tajemnic i przepiękną szatę graficzną (McKelvie jest boski) i mamy coś wyjątkowego i jedynego w swoim rodzaju.



2. Sex Criminals ( Matt Fraction/ Chip Zdarsky)


Ta seria jest pojebana. Jest chyba najlepszą jaką w życiu czytałam, ale jest mocno pojebana.
Główna na bohaterka ma niezwykłą umiejętność- kiedy dostaje orgazmu, zatrzymuje czas. Do tej pory myślała, że jest jedyna na świecie, do czasu aż poznaje Johna i w wiadomych okolicznościach, czas zatrzymuje się dla obojga. Co więc robi nowo poznana para? W sumie to, co zrobiła by każda- nie przestają ze sobą sypiać i zaczynają napadać na banki. Oczywiście w międzyczasie zaczynają być ze sobą, co nasuwa tez pytania na temat tego czy można na samym seksie zbudować dobry związek, no i nie przestają eksperymentować. Autor prowadzi niesamowitą, pełną akcji i oczywiście seksu historię, poruszając intymną stronę bohaterów, którzy bez skrępowania rozmawiają o każdym aspekcie tego, jakby nie było w naszym społeczeństwie, ciągle tabu. Dostajemy mnóstwo humoru, niedorzeczności i nieco karykaturalną kreskę Zdarskiego, idealnie pasującą do historii. Polecam jak najbardziej, żałować nie będziecie :)


3. Deadly Class (Rick Remender/Wes Craig)


 

Po pierwsze szata graficzna. Jezu jakie to jest piękne. Wes Craig stworzył tu coś wyjątkowego, nieco kreskówkowego, nieco karykaturalnego, niesamowicie dynamicznego i charakterystycznego.
Komiks jest perfekcyjnie kadrowany, mroczny, bardzo szczegółowy w kresce i niesamowity w kolorach. Idealnie oddane emocje, bohaterowie tak naturalnie charakterystyczni, że niesamowicie się to ogląda. Sceny z wizjami po zażyciu narkotyków przez głównego bohatera- cudowne szaleństwo i mój osobisty faworyt w całej serii. Uff...dużo tego i mogłabym wymieniać w nieskończoność ale dawno byłam zachwycona aż tak tym jak komiks się prezentuje w kwestii artystycznej.

A co do historii- głównym bohaterem jest Marcus, bezdomna sierota, która w wyniku lekko podejrzanych okoliczności trafia do elitarnej szkoły dla przyszłych morderców. Tak, takie gimnazjum dla morderczych i tak już zagubionych dzieciaków. I chociaż opis wydaje się być mało ambitny i sama odwlekałam z tego powodu lekturę, to zostałam pozytywnie zaskoczona. Bądź co bądź, spodziewałam się brutalnej, krwawej sieczki i płytkiej historii. Oczywiście, krew leje się obficie aczkolwiek na pierwszy plan wysuwa się historia o zagubionych, młodych ludziach, którzy popełniają mnóstwo błędów i muszą się mierzyć z konsekwencjami. No i jakby bycie nastolatkiem nie było wystarczająco ciężkie- nie zapominajmy, to Deadly Class, więc trup ściele się tu gęsto. Postaci są niesamowicie wykreowane, każda charakterystyczna, z ciekawą historią i mroczną przeszłością, ale radziłabym się do nich nie przyzwyczajać, bo może to nie "Gra o Tron", ale umieralność bohaterów jest na całkiem wysokim poziomie :P


4.Saga (Brian K. Vaughan/ Fiona Staples)


 


Od 2012 roku, kiedy Saga się pojawiła na półkach sklepowych, napisano już o niej chyba wszystko. To, że jest to arcydzieło i fenomen kulturowy, też nie trzeba pisać. W takim razie co można?
Może napiszę o tym, co złożyło się na wielką popularność tej serii.
Po pierwsze, każdy lubi Gwiezdne Wojny i Grę o Tron, nie? Z takiego założenia wyszedł najprawdopodobniej autor, połączył te dwa hity i wplątał w to historię Romea i Julii.
Co to oznacza w praktyce? Wojnę w kosmosie na wielką skalę, mnóstwo niesamowicie wymyślonych fantastycznych postaci, sporo brutalności, dwie nienawidzące się nacje, wielką międzygatunkową miłość i urodzone z tego romansu jedyne w swoim rodzaju dziecko, które staje się najbardziej poszukiwanym niemowlakiem w galaktyce.
Po drugie, jakkolwiek punkt pierwszy brzmi banalnie, całość jest niesamowicie wciągająca, nie ma w sumie wątku nudnego, a dostajemy wraz z rozwojem historii mnóstwo pobocznych. Mimo tego, że seria ma już 43 numery, nie zwalnia tempa i z każdym numerem czytelnik ma takie samo, a nawet coraz większe zainteresowanie.
Po trzecie, Saga jest pięknie zilustrowana. Autor zdaje się mieć nieograniczoną wyobraźnię jeśli chodzi o wymyślanie postaci, a Fiona Staples przecudownie potrafi jego wizję wcielić w życie.
Podusmowując: prawie że perfekcyjna space opera, roboty z telewizorami zamiast głów i historia o tym, że rodzina jest najważniejsza.


5. Rat Queens (Kurtis J. Wiebe/Roc Upchurch)



Hmmm..Jakbym miała opisać Rat Queens jednym stwierdzeniem, nazwałabym tą serię feministyczną sesją RPG, jakkolwiek absurdalnie to nie brzmi. Otóż jest to lektura przyjemna, lekka, bez zagmatwanej, na siłę udziwnionej fabuły. Po prostu przygody typu-uwolnić kogoś, zabić potwora, ocalić miasto. W czym więc tkwi siła tego komiksu? W bohaterkach oczywiście. Silne, niezależne najemniczki pomiędzy zleceniami romansują, bawią się i oczywiście opijają zwycięstwa.
Każda z niedoskonałościami czy to w wyglądzie czy charakterze, żadna idealna, wszystkie wzbudzają natychmiastową sympatię u czytelnika. Mamy więc Dee- kapłankę i jednocześnie ateistkę, Hannah- zadziorną elficką czarodziejkę, Violet- krasnoludkę hipsterkę i Betty- karzełka lesbijkę lubującą się w halucynogennych grzybkach.
Komiks nie ma jakiejś konkretnej osi fabularnej, aczkolwiek w niczym to nie przeszkadza, ponieważ jest czystą rozrywką, pełną dobrego humoru, niezobowiązującą i wręcz idealną dla nowych czytelników. Dla mnie jest to świetna lektura na odstresowanie, do tego oczywiście zilustrowana bezbłędnie.



I na dzisiaj chyba tyle. Jest jeszcze mnóstwo innych serii z tego wydawnictwa, którymi jestem zachwycona i które czytam na bieżąco, bądź przeczytałam już w całości. W najbliższym czasie opiszę kolejne z Image, jak i te z innych poza Marvelem i DC wydawnictw.